Shopping cart
0.00 zł

Ach te porządki!

Ach te porządki! Te małe, te duże, te świąteczne i codzienne. Niezależnie czy je kochacie czy wręcz przeciwnie, to temat porządków i organizacji wraca do nas jak bumerang co jakiś czas.

W takim razie zacznijmy od pytania: „Dlaczego tak się dzieje?” Mam poczucie, że do każdej/każdego z nas przychodzi taki moment, kiedy przestrzeń zostaję kolokwialnie mówiąc, zagracona. Paradoks polega na tym, że wcale nie musimy mieć wieloosobowej rodziny, żeby się tak wydarzyło. Wszyscy mamy nasze małe „grzeszki” w postaci książek, które dostaliśmy jako prezent, ale niestety nie interesuje nas ich tematyka, w postaci zużytych baterii i żarówek, które przecież w końcu wyniesiemy do właściwego punktu, zaraz po tym jak zgromadzimy je w jednym miejscu. No i oczywiście pudełka… oryginalne pudełka od depilatora, drukarki, gofrownicy i wielu innych produktów, które mogą się kiedyś przydać w razie reklamacji, przeprowadzki itd. Nie wspomnę nawet o ubraniach… tak, tych ubraniach…ubraniach, które poplamiliśmy lub przypadkowo zniszczyliśmy, ale sentyment albo metka sugerują, że jeszcze długo powinny nam służyć jako pełnowartościowe. No cóż, nie są pełnowartościowe, więc nie zasługują na miano naszych ubrań „po domu” lub „do spania”. Dobrze, to teraz każdy w duchu odpowie sobie na pytanie co jeszcze mógłby dodać do tej mojej i tak krótkiej listy… Brzmi znajomo?

Osobista perspektywa porządków

Zacznę od siebie. Zostałam wychowana w domu, w którym zawsze panował częściowy porządek. Dlaczego częściowy? Zawsze dbaliśmy, żeby przestrzeń była oczyszczona z kurzu, brudu, żeby rzeczy „nie leżały na wierzchu”, żeby okna były czyste, firanki wyprane, a pościel nakrochmalona. Brzmi trochę staromodnie, co? Dla mnie na pewno. W zasadzie był porządek, w zasadzie było czysto. Jednakże wystarczyło, że raz na czas mama potrzebowała na szybko znaleźć jakiś przedmiot lub co gorsza chciała żebym to ja coś znalazła w jej labiryncie i… nagle okazywało się, że nasza ułuda porządku wywracała się na plecy jak żuk i nie mogła wrócić do poprzedniej pozycji. Żeby cokolwiek wyją, cokolwiek znaleźć trzeba było przejrzeć absolutnie każdą rzecz. W pudełku po butach były żarówki, w pudełku po mikserze ozdoby choinkowe, w pudełku po lodach koperek, a w opakowaniu po lekach stare zdjęcia, które czekały, aż ktoś się nad nimi zlituje i wklei do albumu. Powiem szczerze… bardzo długo nie docierało do mnie, że coś jest nie tak z tym systemem. Po pierwsze, że to system powinien działać dla nas, powinien czemuś służyć, a nie odwrotnie.

Fot. Patriqvo Patryk Brzoza

Kiedy zaczęłam dostrzegać mankamenty? Kiedy przeprowadziłam się na studia do innego miasta. Była to moja pierwsza poważna przeprowadzka. Oczywiście spakowałam wszystko co miałam i co mogłam zmieścić. Totalnie bez sensu, bez żadnej selekcji, z intencją „może się przydać”. Nie brałam pod uwagę, że w przeciągu najbliższych pięciu lat czekają mnie cztery kolejne przeprowadzki. Podczas każdej z nich docierało do mnie, że popełniam ten sam błąd. Pakuję wszystko, a potem w nowym miejscu okazuje się, że bez potrzeby dźwigam kilka pudeł rzeczy, które tak naprawdę są niepotrzebne lub nawet zniszczone. Byłam z tego powodu zdenerwowana, sfrustrowana i niezadowolona. Nie potrafiłam jednak odpuścić i powiedzieć sobie: „Tak kochana, musisz zrobić gruntowną selekcję rzeczy oraz własnych przekonań”. Szukałam pomocy w artykułach, na kanałach w serwisie YouTube oraz w książkach. Nikogo nie zdziwi zapewne, że trafiłam na Marie Kondo i jej „Magię sprzątania”. Dalej mam tę książkę na półce i lubię do niej zajrzeć przed większymi porządkami. Co prawda jestem wybiórcza, jeśli chodzi o to co proponuje Marie i modyfikuję jej metody, żeby pasowały do mojej rzeczywistości, natomiast nie da się ukryć, że pojawienie się tej książki w moim życiu zapoczątkowało pewną większą zmianę.

Czy do sprzątania potrzebna jest nutka magii?

No i takim sposobem dojechałyśmy/liśmy do momentu obecnego. Po studiach czekały mnie jeszcze dwie kolejne przeprowadzki, podczas których byłam już trochę mądrzejsza i selekcjonowałam rzeczy. No i w zeszłym roku trafiłam na konto na Instagramie Architekt Porządku. Od razu zakochałam się we wszystkich trickach, poradach i sposobach na różne porządkowe problemy. Postanowiłam zatem sięgnąć głębiej i zakupić książkę „Sprzątanie bez magii”. Już sam tytuł sugeruje, że książka jest dostosowana do naszych polskich realiów. Zaczęłam czytać książkę i działać, bo przecież zmiany się od samego czytania nie wprowadzą. Spodobało mi się, że książka wypełniona jest uroczymi rysunkami, a nie zdjęciami gotowych, wystylizowanych wnętrz i nieskazitelnie skomponowanych przestrzeni.

Fot. Patriqvo Patryk Brzoza

Bądźmy ze sobą szczere/szczerzy:

dużo osób mieszka w wynajętych lokalach, nie zawsze mając możliwość wprowadzenia takich zmian jak np. wymiana mebli, zmiana koloru ścian…

Jeśli zaś macie taką możliwość, to jak to mówią za granicą: „Sky is the limit!”.

Autorka sama podkreśla, że rysunki sprzyjają korzystaniu z jej metody w przestrzeniach, które mamy, a nie zachęcają do porównywania z innymi przestrzeniami.

O czym przeczytamy w książce Pani Architekt Porządku?

Książka na początku przedstawia czym jest zawód DECLUTTERA, czyli osoby zawodowo zajmującej się odgracaniem i porządkowaniem przestrzeni. Pokazuje jakie mogą być przyczyny powstawania i ciągłego nawracania bałaganu oraz czym on tak naprawdę jest. Bardzo zaciekawiło mnie, że Agnieszka Witkowska w książce oprócz swoich sposobów i swojej metody, przeprowadza nas przez inne filozofie. Każdy może zatem zweryfikować jaki styl najbardziej mu się podoba, jakie wartości w kontekście posiadania rzeczy i ich porządkowania wyznaje. Oczywiście, zawsze można też wybrać z każdej metody to, co nam odpowiada i stworzyć własną radosną koncepcję porządku i sprzątania. Świetnie zatem, że mamy możliwość poznania kilku metod w jednej publikacji. I teraz uwaga! To nie jest książka o minimalizmie. Jeśli myślicie, że przeczytanie książki spowoduje, że będziecie musiały/li mieszać w pustym mieszkaniu i spać na materacu, to nie. Zdecydowanie nie. Jeśli natomiast do tej pory byłyście/liście mistrzyniami/mistrzami wyszukiwania wolnego miejsca na przedmioty, które niekoniecznie powinny znajdować się w Waszych domowych zasobach, to…potrzebna będzie zmiana nastawienia i zakasanie rękawów do declutteringowej pracy.

Fot. Patriqvo Patryk Brzoza

Kiedy już przystąpicie do działania z tą książką, szybko zorientujecie się, że tak naprawdę jest to też swego rodzaju zeszyt ćwiczeń. Jeśli macie ją w wersji fizycznej, od razu możecie odpowiadać na pytania, wpisując je w puste pola, odhaczać wykonane zadania, czy też zapisywać swoje myśli. Jeśli zaś posiadacie e-book, to możecie zdecydować, które kartki są dla Was istotne, wydrukować je, żeby wpisać odpowiedzi lub wydrukować i powiesić na ścianie podczas sprzątania jak w przypadku list porządkowych. No właśnie… listy porządkowe, czyli genialne w swojej prostocie narzędzie! Architekt Porządku postanowiła umieścić w „Sprzątaniu bez magii” listy z planem sprzątania na każde pomieszczenie w domu. Dlaczego to jest tak genialny pomysł? Po pierwsze, co się zazwyczaj pojawia w naszych głowach kiedy przystępujemy do sprzątania?:

Boże… od czego ja mam zacząć?

Tutaj problem jest za nas rozwiązany, bo jak byk jest napisane do czego przystąpić na początku. Jeśli jednak pierwsza pozycja Was przeraża lub do Was nie przemawia, to spokojnie. Po prostu wybierzcie jakiś punkt z listy. Ok, może to nie będzie najlepszy sposób, przy ogarnianiu całego domu, ale na pewno przyda się w trudniejszych momentach. Po drugie, na listach pojawiły się punkty, o których czasami sami byśmy nie pomyśleli lub w ferworze prac porządkowych mogłyby nam umknąć. Z listą, nic takiego się nie wydarzy. Po trzecie, kiedy nie sprzątacie w pojedynkę, bo najlepiej, żeby sprzątały wszystkie osoby, które robią bałagan, to z łatwością możecie podzielić się zadaniami. Po prostu wybieracie punkty z listy, dzielicie je według możliwości, umiejętności i każdy wie co ma robić. No i po czwarte… nic nie daje takiej satysfakcji jak możliwość wykreślenia zadania, kiedy już je wykonacie 😀

Fot. Patriqvo Patryk Brzoza

W książce jest też coś dla przysłowiowych „opornych”. Autorka rozprawia się po kolei z bardzo dobrze nam znanymi wymówkami, dotyczącymi powodów, dla których za sprzątanie się nie bierzemy. Ten mały rozdział pomaga szybko zrobić sobie rachunek sumienia i zidentyfikować, które stwierdzenie jest charakterystyczne dla nas oraz jaki jest sposób na uporanie się z jego negatywnymi skutkami.

Sprzątanie bez magii” porusza też takie istotne kwestie jak odpowiedzialność za wytwarzane odpady. Czyli gdy już jesteśmy w declutteringowym szale i pozbywamy się niepotrzebnych rzeczy, to co możemy z nimi zrobić, żeby ktoś miał z tego pożytek lub żeby nie zagrażały środowisku. Mimo iż, wśród nas jest coraz więcej świadomych konsumentów oraz zdajemy sobie sprawę, że nasze decyzje zakupowe mają długofalowe konsekwencje, to nadal brakuje jeszcze edukacji w temacie prawidłowej segregacji odpadów. Zadam Wam teraz kilka pytań:

  • Czy wiecie gdzie znajduje się najbliższy PSZOK?,
  • Co zrobilibyście ze starą, zdezelowaną walizką?,
  • Czy wiecie czym są tetrapaki?

Prawdopodobnie na tych 3 pytaniach pojawiły się pewne wątpliwości i zmrużenie oczu.

Fot. Patriqvo Patryk Brzoza

Oprócz tego, książka Architekt Porządku, to zbiór wielu przepisów na domowe środki czystości. Dowiecie się jak uporać się z molami w szafie i kamieniem w łazience, czym wyczyścić plamy na ścianach bez konieczności ich malowania, jak stworzyć własną alternatywę środka do mycia pędzli kosmetycznych, gdy akurat zabraknie na sklepowej półce Waszego ulubionego.

Czy warto zainwestować w ten przewodnik po porządkach?

Co tu dużo mówić. Ta książka to jednocześnie przewodnik po krainie porządków i czystości, napisany lekkim językiem oraz z charakterystycznym dla Agnieszki Witkowskiej humorem, a także wielostronicowy kurs, w którym odpowiemy na, być może, nigdy nie postawione sobie pytania oraz wytyczymy cele związane z porządkiem. No i przede wszystkim, zrozumiemy, dlaczego tak w rzeczywistości zdecydowałyśmy/liśmy się na sprzątanie. Co za tym wszystkim stało i dlaczego warto wytrwać do samego końca tego procesu.

Fot. Patriqvo Patryk Brzoza

Valerija Cardinale

Artykuły

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Następny artykuł
Ach te porządki!
Poprzedni artykuł
James Clear „Atomowe nawyki”
Call Now Button